Translate

piątek, 14 września 2012

GRODCZYN




                       Lewin Kłodzki-GRODCZYN-Duszniki-Zdrój   14-09-2012





     Grodczyn, czy w ogóle cały grzbiet Grodźca nie jest absolutnie ciekawym miejscem do wędrówek; nudny, nijaki, beznamiętny. Na szczęście okolica jest ładna i jeśli teren bywa bezdrzewny to jest na czym oko zawiesić.
    Przechadzkę sudecką zacząłem w Lewinie Kłodzkim, kojarzonym przede wszystkim z Violettą Villas i wiaduktem kolejowym z początków XX w. Spod figury Jana Nepomucena w rynku wyruszyłem zielonym szlakiem w stronę "krajowej ósemki".

     Po 10 minutach przekroczyłem ową arterię i znalazłem się na rozdrożu postanawiając iść dalej zielonym, chociaż niebieskim też bym dotarł (do czerwonego).

     Poranny chłód przy pomocy słońca powoli zamieniał się w przyjemny dotyk ciepła by w późniejszym już czasie stać się mocnym uściskiem wyższej temperatury. Szedłem asfaltową drogą przez las, który łagodził poczynania słoneczne, zostawiając chwilowo szlak zielony. Droga prowadzi do Leśnej, bardzo malowniczo położonej wsi, skąd można podziwiać piękne widoki. I jeszcze ta inwersja- wizualne mecyje.

     Droga do Leśnej zajęła mi prawie pół godziny, kolejne 15 minut podchodziłem leśną drogą do Przełęczy w Grodźcu.

     Teraz czerwonym szlakiem i papkowatą drogą pomiędzy robotnikami leśnymi śpieszyłem w kierunku wierzchołka. Bardzo nieprzyjemna, grząska trasa. Usmarowałem sobie buciki.

     Szlak nie wchodzi na Grodczyna ale na drzewach w pewnym momencie zaczynają się oznaczenia, które prowadzą na sam szczyt. Podążam za nimi.

    Po dwóch kwadransach jestem na wierzchołku. Za ogrodzeniem budynki i maszt a po przeciwnej stronie na drzewie przybita kartka z nazwą. Przydałaby się jakaś ławeczka.

Z tego co mi wiadomo Grodziec jest nazwą całego grzbietu, natomiast wierch nazywa się Grodczyn.


     Po wystarczająco krótkim pobycie na górze zacząłem schodzić do miejsca gdzie ostatni raz widziałem szlak czerwony. Właśnie gdzieś w tej okolicy powinien on odchodzić w prawo, ale nie widać żadnego znaku ani ścieżki w bok. Są za to pocięte drzewa, karcze oraz rozorany teren po wycince i zwózce. Kręciłem się dosyć długo zdezorientowany ale znalazłem w końcu wyjście z labiryntu. Nieźle je drwale schowali.

   Dalej poszło już gładko bo złapałem ścieżkę ukrytą za zwałami ziemi i stertą gałęzi. Wiodła ona stromo w dół do leśnej drogi niedaleko ruin wapiennika, która wyprowadziła mnie z lasu po 15 minutach. Teraz już tylko luksusowy spacer otwartym terenem w asyście słoneczka i błękitnego nieba oraz cieszących oko widoczków. Za sobą zostawiam górę, którą niedawno posiadłem.

    Po lewej na horyzoncie rozciągają się Góry Stołowe, poniżej których widać zabudowania w Łężycach.

     Z prawej zaś strony wyrasta Gomoła, na szczycie której znajdują się ruiny zamku gdzie zamierzam zajrzeć.

    Aby wdrapać się na górę muszę chwilowo zostawić szlak czerwony i ruszyć niebieskim po ukwieconej łące.

   Po 25 minutach w słońcu ponownie wchodzę w strefę cienia i podchodzę pod ruiny Zamku Homole.
Niewiele po nim zostało.

     Obok rumowiska stoi wiata dużo młodsza od zamku ale w podobnym stanie.
Powróciłem do szlaku czerwonego i przez Zielone Ludowe zmierzałem do Dusznik. Piękna okolica.

    Po pół godziny przybywam do Dusznik. I tu po drodze jeden obrazek w barwach jesiennego lasu przykuł moją uwagę i wzmógł niebywale pragnienie. Niebawem je ugaszę.

    Dotarłszy do drogi krajowej nr 8 kończę kolejną sudecką wędrówkę.


https://picasaweb.google.com/108110433700359159662/LewinKOdzkiGrodczynDusznikiZdroj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz