Bystrzyca Kłodzka-JAGODNA-Długopole-Zdrój 12-10-2012
Masyw Jagodnej w Górach Bystrzyckich poprzecinany jest, rzec by można, autostradami. Bite, szerokie drogi, którymi mogłyby tiry jeździć powodują niestety, że ta okolica zatraca swoje walory . Ale to jest moja opinia, człowieka lubiącego dziką przyrodę, czasami lekko muśniętą ludzka ręką a nie buldożerem.
Do Bystrzycy Kłodzkiej dotarłem koleją i co by nie mówić o jakości usług przewoźnika po prostu lubię ten środek transportu.
Ze stacji kolejowej do rynku jest niedaleko więc podreptałem obejrzeć główny plac miasta z ratuszem z połowy XIX w.
Następnie musiałem odnaleźć szlak zielony, którym zamierzałem kontynuować wędrówkę więc szedłem w kierunku Bystrzycy Łomnickiej by przekroczyć ją mostem przy pl.Szpitalnym z figurą Jana Nepomucena z 1704 roku.
Znalazłszy szlak zielony podążałem z nim asfaltowa drogą w kierunku Wyszek opuszczając zamgloną Bystrzycę Kłodzką po półgodzinnym tam pobycie.
Spadające, zmrożone liście wcale nie bezszelestnie uderzały o podłoże, biały woal z mgły nieco zasłaniał odleglejszy świat, ale za to wraz z szadzią tworzył piękną kompozycję wzbogacaną przebijającym przezeń światłem słonecznym co czyniło go miłym dla oka.
Chwilę później schodzę z asfaltu za szlakiem i zaczyna się podchodzenie. Mgła powoli ustępuje i zaczyna robić się całkiem przyjemnie. Pod nogami szeleszczą liście a wśród nich napotykam okaz... buta. Targa mną ciekawość czy ktoś miał zapasowego czy też odszedł stąd o jednym. Wszechświat pełen jest zagadek.
Drogę Sudecką miałem pod stopami 15 minut później i obrałem kierunek na Spaloną, zresztą tak samo jak szlak zielony. Mimo, że szosa uczęszczana jest przez pojazdy silnikowe nawet na takiej drodze należy spodziewać się niespodziewanego czyli owiec na wypasie i rekreacji.
Im bardziej się do nich zbliżałem tym szybciej one się oddalały aż w końcu poszły w las i zniknęły z pola widzenia, choć to ogary nie były. Po 20 minutach marszu byłem pod schroniskiem "Jagodna", do którego naturalnie wstąpiłem zwilżyć podniebienie.
Pogoda się wyklarowała i okolica nabrała dzięki temu dodatkowych zalet, widoczność była znakomita i można było rozkoszować się widoczkami, szczególnie po stronie gdzie znajduje się przełęcz Spalona.
Ja jednak w przeciwnym kierunku toteż wstąpiłem na niebieski szlak i szeroką bitą drogą ruszyłem na Jagodną.
Kawałek dalej szlak odbija w lewo i droga z asfaltopodobnej zamienia się w szutrową przechodząc wraz ze mną przez Sasankę (965m.n.p.m.) jak sugeruje mapa.. Ale czy na pewno? Mam wątpliwości.
Podchodząc już pod samą Jagodną mijam kilka ambon myśliwskich po drodze aż w końcu dostrzegam tą najistotniejszą - na szczycie.
Prawie godzinę zajęło mi dojście tu od schroniska ale trudność to prawie żadna. Wpisując w "grafice" wyszukiwarki słowo "jagodna" pierwsza wyświetla się właśnie stojąca tutaj myśliwska ambona, tak charakterystyczna dla tego miejsca.
W dalsza drogę ruszyłem początkowo niebieskim szlakiem by na skrzyżowaniu skręcić w lewo i już leśną dróżką podążać aż do jej zaniknięcia. No cóż, wracać nie miałem zamiaru zatem "puściłem" się w dół po dość stromym zboczu. Mknąc przed siebie spłoszyłem stado jeleni, chociaż nie wiem kto kogo bardziej wystraszył. Na szczęście w miarę szybko znalazłem leśną drogę i po 15 minutach od Jagodnej mogłem spokojnie kontynuować wędrówkę spozierając chwilami na położoną w dole Ponikwę.
Po 15 minutach dotarłem do Drogi Sudeckiej, którą przez kolejne 25 minut maszerowałem w stronę Międzylesia. Żadnych owiec już nie napotkałem. W miejscu gdzie droga mocno skręca w prawo przecina ją szlak rowerowy i idąc nim doczłapałem w pół godziny do Poręby, w której już drugi raz tego dnia spotkałem Nepomuka.
Dalej już asfaltem prosto do Długopola-Zdroju przez 40 minut, popatrując co raz na góry z mojej lewej strony. Byłem tam. Tam byłem.
A w Długopolu spacer w parku zdrojowym po usłanych liśćmi alejkach i odpoczynek na ławeczce przed Domem Zdrojowym.
Można się jeszcze udać do kościoła na piwo. Brzmi to i wygląda dosyć dziwnie ale w budynku starego kościoła ewangelickiego z 1893 roku mieści się kawiarnia "Horus". Pamiętam jak kiedyś w Nowej Rudzie także w byłym kościele ewangelickim sprzedawano gwoździe i inne artykuły żelazne.
I tak dobiegła końca wyprawa z Jagodnej zdobywaniem.
https://plus.google.com/u/0/photos/108110433700359159662/albums/5911657272481109953
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz